Forum o Lennie z cudownego zespołu Vanilla Ninja i o jej kolezankach


Forum Forum o Lennie z cudownego zespołu Vanilla Ninja i o jej kolezankach Strona Główna -> Zespoły -> Red Hot Chili Peppers
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
Red Hot Chili Peppers
PostWysłany: Sob 0:37, 31 Gru 2005
Lenncia
Administrator

 
Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław





Red Hot Chili Peppers

[link widoczny dla zalogowanych]

Historia:

Anthony Kiedis urodził się 1 Iistopada 1962 roku w Grand Rapids w stanie Michigan. jego rodzice rozwiedli się, gdy miał cztery lata. Anthony został z matką w rodzinnym mieście. Ojciec wyjechał do Hollywood. Próbował tam robić ka­rierę aktorską pod pseudonimem Blac­kie Dammet z reguły grywał jakieś ma­łe rólki w różnych filmach. Dla małego chłopca w prowincjonalnym mieście wystarczyło to jednak, aby oj­ciec został bohaterem. Kiedis z przeję­ciem oglądał wszystkie filmy, w których choć na chwilę pojawiała się twarz ojca. Ten zaś czasami dzwonił do domu i opo­wiadał o życiu w Hollywood. O zajęciach, jakich musiał się łapać, aby przeżyć, o rolach, o jakie się starał i, z rzadka, o filmach, w których udało mu się zagrać. Przede wszystkim jednak An­thony marzył o dniu, w którym Blackie zabierze go do siebie. Do Kalifornii.. Jego marzenia ziściły się w 1973 roku, gdy skończył jedenaście lat. Wprawdzie ojciec posłał go do szkoły i pilnowali, aby w miarę przykładał się do nauki. Były to jednak jedyne obowiązki, jakie spadły, na Anthony'ego. Poza tym jego życie zamieniło się w jedną nieustającą balan­gę. Blackie ciągle zmieniał dziewczyny. Po domu nieustannie kręcili się jacyś fa­ceci i panienki. Wciąż pili, brali narkoty­ki, kłócili się, rozrabiali, no i oczywiście uprawiali seks. Specyficzne miejsce na wychowywa­nie dorastającego chłopaka... Anthony był jednak zachwycony. Oj­ciec miał mnóstwo słynnych znajomych. Wielu z nich Kiedis poznał osobiście. Johna Lennona, Davida Bowiego, Ke­itha Moona, Alice'a Coopera... Blackie imponował mu coraz bardziej Chciał się do niego jak najbardziej upodobnić, jak najbardziej zbliżył. Pomogła mu w tym niejaka Kimberley Smith. Piękna, rudo­włosa osiemnastolatka. W 1974 Antoni stracił z nią dziewictwo. A ta Kimber­ley sypiała również z jego ojcem Kiedi­sowi w ogóle to nie przeszkadzało. W stwierdzeniu, że Hollywood jest współczesnym Babilonem nie ma chyba zbyt wiele przesady. W 1976 roku Kiedis zadebiutował w filmie. To była mała rólka w obra­zie pod tytułem F.I.S.L Zagrał syna Sylve­stra Stallone'a. W spisie aktorów trudno jednak szukać Anthony'ego Kiedisa. Po­jawia się tam natomiast niejaki Cole Dammett. Jeszcze jeden gest wobec Rok później Anthony rozpoczął na­ukę w Fairfax High School. Nie znalazł tam zbyt wielu znajomych. Włóczył się z nim wprawdzie jakiś jeden, podobnie jak on, zwariowany koleś Ale dość szybko jego miejsce zajął nieśmiały wy­straszony chłopak mówiący z jakimś dziwnym, obcym akcentem...Nowy Przyjaciel Anthony'ego nazywał się Michael Balzary. Uro­dził się w Melboume w Australii 16 października 1962 roku. Po­dobnie jak Kiedis pochodził z roz­bitej rodziny. Gdy miał pięć lat, je­go matka powtórnie wyszła za mąż za Waltera Urbana Jr, nowojorskie­go muzyka jazzowego. Cała rodzina przeniosła się do Stanów. Najpierw do Nowego Jorku, potem do Los Angeles... Michael wychowywał się otoczony muzyką. Nigdy nie interesowała mnie teoria kompozycji - wspomina po la­tach. Za to zawsze bezwiędnie wczuwałem się w klimat. Uwielbiałem grać.. Za­czynał od perkusji. Potem, gdy skończył dziewięć lat, zainteresował się trąbką. Gdy wszyscy jego rówieśnicy słuchali Grand Funk i T. Rex, Michael po raz ko­lejny zdzierał na swoim adapterze płyty Milesa Davisa i Omette'a Colemana.Czuł się wyobcowany. Szczególnie dawało to o sobie znać w szkole. Był no­wy, miał dziwny gust i na dodatek świetnie się uczył. Był pu­pilkiem nauczycieli. To jeszcze bardziej go pogrążało. Dzieci w Fairfax nie­ustannie się z niego nabijały. Przodo­wał w tym chłopak z klasy Michaela, Jack Irons... W przeciwieństwie do Baizary'ego Irons był w miarę zwykłym uczniem amerykańskiej szkoły średniej Uczył się przeciętnie, lubiał rozrabiać i słuchał muzyki rockowej. Z tłumu podobnych mu nastolatków wyróżniało go właściwie tylko jedno. Bałwochwalcze uwielbie­nie dla grupy Kiss. Właściwie Kiss lubili wtedy wszyscy. Ale nie aż tak. jak Jack. On był na ich punkcie po prostu stuknię­ty. W każdym razie w Fairfax był tylko jeszcze jeden koleś, który darzył muzy­kę Kiss tak wielką miłością Najbliższy przyjaciel Jacka, Hillel Slovak... Hillel urodził się 13 kwietnia 1962 roku w Haifie w Izraelu. Po paru latach jego rodzina przenio­sła się najpierw do Nowego Jor­ku, potem do Kalifomii. Irons był jednym z jego pierwszych znajo­mych w nowym miejscu za­mieszkania. Być może obu chłopców zbliżyło żydowskie pochodzenie? A może zdecydowała raczej fascy­nacja muzyką? Nie wiadomo. W każdym razie, gdy obaj poszli do Fairfax High School, byli już nie­rozłącznymi przyjaciółmi Marzyła im się własna grupa rockowa. Za­częli od podrabiania idoli. Przebie­rali się w specjalne kostiumy, malowali twarze, włączali jakąś płytę Kiss i udawali, że grają. Zdobyli nawet pewną popularność w szkole Ale to nie było to. Chcieli grać naprawdę. Razem z kolegą z klasy, Alainem Johannesem, w 1977 roku założyli zespół. Jack grał na perkusji, Alain i Hillel na gitarach Na­zwali się Anthem. Potem Anthym. W 1979 roku odszedł od nich basista. Na jego miejsce do grupy przyszedł Micha­el Balzary... W ciągu tych kilku lat Michael uległ ogromnej przemianie. Właściwie Michaela już nie było. Na jego miejsce narodził się Flea. Chłopak, który jesz­cze nie tak dawno nie potrafił umówić się z dziew­czyną na randkę, teraz był najbardziej postrzelo­nym kolesiem w całym li­ceum. Razem z Anthonym Kiedisem wymyślali coraz to nowe wariactwa. Nocą zakradali się do obcych rezydencji, włazili na dach i stamtąd skakali do basenów. Potrafili też ca­łymi godzinami rozbijać się po ulicach Los Angeles samochodem Antho­ny'ego. Niby nic wielkie­go. Tyle tylko, że samo­chód miał kompletnie nie­sprawne hamulce... Hillel, Flea i Anthony bardzo przypadli sobie do gustu. Utworzyli nawet własną grupę. Nazwali się Los Faces. Nie był to jednak zespół muzyczny. Raczej grupa komedian­tów. Potrafili całymi go­dzinami siedzieć i opowiadać dowcipy... W 1980 roku chłopcy skończyli naukę w Fairfax High School. Los Faces przestali istnieć. Nie rozpadł się jednak Anthym Grupa nadal działała i powoli zdobywała pew­ną popularność na terenie Los Angeles. Cała piątka trzymała się więc nadal ra­zem mimo, te nie chodziła już do tej samej szkoły. Jack i Alain poszli do North­ridge College. Anthony rozpoczął naukę na Uniwersytecie Kalifornijskim Flea i Hillel w ogóle zrezygnowali z dalszej nauki. Chcieli żyć z grania muzyki. Obaj mieli zresztą ku temu coraz większe podstawy. Zafascynowany jazzem i so­ulem Flea stawał się coraz bardziej inte­resującym basistą. Slovak zyskiwał po­woli miano najciekawszego w L.A. na­śladowcy stylu Jimiego Hendrixa...Muzyka Anthym ewoluowała. Chłop­cy zaczynali od typowego, hardrocko­wego grania w stylu lat siedemdziesią­tych. Teraz w tych piosenkach pojawiało się coraz więcej wpływów samej mu­zyki. Głównie za sprawą gry Flei i Hille­la. Zespół doszedł do wniosku, że naj­wyższy czas zmienić nazwę. Anthym mógł kojarzyć się słuchaczom z trochę niemodną już stylistyką. Na jego miej­sce powstało What Is This. Zespół nie przetrwał jednak zbyt długo w orygi­nalnym składzie. W lecie 1981 roku Flea dołączył do legendarnej punkowej for­macji Fear. Flea nie od razu zachwycił się punk rockiem. Nie podobała mu się agresja na punkowych koncertach Ostatecznie przekonał się jednak do tego stylu Stał się nawet je­go zagorzałym zwolenni­kiem. Ale w Fear nie czuł się najlepiej. Jak na grupę pun­kową był zbyt wyrafinowa­nym, zbyt dobrym muzy­kiem. Tak naprawdę marzyło mu się granie zupełnie inne­go repertuaru... Okazja nadarzyła się wio­sną 1983 roku. W klubie Rhy­thm Lounge urządzano jakąś imprezę kabaretową. Ktoś z organizatorów zaprosił na nią Kiedisa. Anthony miał już wtedy w Los Angeles opinię niezłego postrzeleńca. Miał też za sobą występy na sce­nie. Dawno rzucił naukę na uniwersytecie. Pracował w małej firmie filmowej. A wieczorami poprzedzał występy kumpli z What Is This. Był kimś w rodzaju mi­strza ceremonii. Opowiadał dowcipy, wygłupiał się, w końcu przedstawiał zespół. Tego wieczoru też miał wy­stąpić z jakimś numerem ka­baretowym. Stało się jednak inaczej... A wszystko znów przez przypadek. W czasie jakiegoś spotkania Flea zaczął w obecności Kiedisa wystukiwać na ba­sie funkowy pochód rytmiczny. Hej na­pisałem rap, który idealnie do tego pa­suje-zawołał Anthony. I wyskandował zaskoczonemu przyjacielowi kilka wer­sów utworu Out In LA... W szkole średniej Anthony nie za bar­dzo interesował się muzyką. Rozważał raczej możliwość kariery w świecie fil­mu. Jednak na początku lat osiemdzie­siątych odkrył funk. Potem zainteresował się rapem. I nagle uwierzył w siebie. Do tej pory uważał, że ma zbyt słaby głos, by próbować się na scenie. Teraz wiedział już, że nie sta­nowi to żadnej przeszkody... Tamtego wieczoru wiosną 1983 roku w Rhythm Lounge chłopcy zamiast ja­kiegoś skeczu postanowili zagrać Out in L.A. Na scenę zaprosili swoich kumpli z What Is This, Hillela i Jacka. To miał być po prostu muzyczny wygłup. Nikt nie traktował tego poważnie. Nikt, prócz publiczności. Ta była zachwycona. Za­skoczona czwórka musiała powtórzyć występ. Chłopcy postanowili kontynuować działalność grupy. W Rhythm Lounge wyst1pili jako Tony Flow And The Mira­cously Majestic Masters Of Mayhem. Ale ta nazwa była zbyt zwariowana na­wet jak na tak dziwny zespół. Trzeba było wymyślić coś innego. I Anthony wymyślił. Poszedł na spacer po wzgó­rzach Hollywood. Gdy wrócił, zapropo­nował Red Hot Chili Peppers... Zaczęli grać regularne koncer­ty. Po dwóch czy trzech miesią­cach byli najbardziej znanym młodym zespołem w Los Ange­les. Po części ze względu na zwa­riowany image. Byliśmy kom­pletnie zakręceni - wspomina Anthony. Nosiliśmy zupełnie niesamowite ciuchy i byliśmy odszczepień­cami. Oprócz wyglądu i zachowania by­ła też jednak i muzyka. W 1983 ro­ku biały zespół z Los Angeles któ­ry grał funk był czymś komplet­nie niezwykłym tłumaczył gwałtownie rosnące zaintere­sowanie Red Hot Chili Peppers dziennikarz pisma "Musician". Los Angeles to nie Nowy York. Tutaj biali i czarni żyją w grani­cach swoich własnych dzielnic i nie oddalają się od nich na krok. Red Hoci ze swoim połączeniem funku i punku byli anomalią... Pod koniec lata 1983 roku zespół wystąpił w klubie Kit Kat. To było dość dziwne miejsce. Znane nie tylko z kon­certów rockowych, ale i z występów striptizerek. Co dziwniejsze, rozebrane dziewczyny dość często towarzyszyły zespołom na scenie. Podobnie było i wtedy w Kit Kade grali Peppersi To nie był zbyt udany występ. Nic dziwnego. Pu­bliczność. zamiast słuchać muzyki, po­dziwiała wdzięki biuściastych , panie­nek... I wtedy Anthony przypomniał sobie numer ze skarpetką. Kiedyś pozbył się w ten sposób wyjątkowo natrętnej dziewczyny. Powitał ją w drzwiach mieszkania "ubrany" jedynie w białą, sportową skarpetkę nawiniętą na ge­nitalia Efekt był natychmiastowy. Dla­czego by więc nie spróbować tego i tym razem? Podziałało. Gdy czterech kolesi odzia­nych tylko w skarpetki wyskoczyło na scenę. aby zagrać na bis Fire z repertuaru Jimiego Hendrixa, publiczność po prostu zamurowało. Ale i dla zespołu ten występ też był wyjątkowy Anthony do dziś wspomina, te widział wtedy w oczach swoich nagich. Pląsających~ po scenie przyjaciół jakieś dzikie ognie... W listopadzie 1983 roku Red Hot Chili Peppers mieli już pod­pisany kontrakt płytowy z EMI. Flea porzucił Fear i w stu pro­centach skoncentrował się na pracy w nowej grupie. Dla Hille­la i Jacka decyzja nie była jednak taka prosta. Flea czuł się w Fear outsiderem. Oni byli bardzo przywiązani do What Is This. Nie bez znaczenia był też fakt że zespół związał się właśnie z wytwórnią MCA. Byliśmy w tym zespole od czasów szkoły średniej opo­wiada Jack. Zdecydowaliśmy, skoro nadarza się okazja nagrania płyty to powinniśmy ją nagrać Wybrali What Is This. Kiedis popłakał się, gdy dotarła do niego ta wiadomość, Byłem załamany. jeszcze chwilę wcześniej byłem szczęśliwy że mam zespół. A tu nagle moi przyjaciele odpadli w ten sposób! Byłem przekonany że to koniec. Załamanie nie trwało długo. Anthony i Flea postanowili nagrać album z nowy­mi muzykami. Wybór padł na gitarzystę Jacka Shermanna perkusistę Martineza. Producentem płyty miał być Andy Gill, gitarzysta punkowej brytyjskiej formacji Gang Of Four. Red Hoci byli zachwyceni Gang Of Four był Jednym z ich ulubionych zespołów punkowych. Szybko jednak zachwyt ustąpił miejsca rozczarowaniu. Andy kompletnie nie rozumiał muzyki Kalifornijczyków. Podobno proponował im nawet aby wykorzystali w pracy w studiu modny wówczas automat perkusyjny. Automat w piosence Red Hot Chili Pep­persi Ten zamiar udało się jakoś An­dyemu wyperswadować. Jednak Gill twardo obstawał przy innych swoich po­mysłach. Zespół nie za bardzo wiedział jak sobie z nim poradzić. Flea i Anthony zareagowali po swojemu. Podrzucili na stół mikserski własne ekskrementy w opakowaniu, w którym wcześniej była pizza Na Andym nie zrobiło to jednak większego wrażenia. Dalej kręcił gałkami według własnego uznania. Dobrze wie­dzieliśmy, czego chcemy-wspomina Flea pracę w studiu. Chcieliśmy pierdzielone­go surowego rockowego albumu. zamiast niego otrzymali płytę pełną pogłosów i eksperymentów brzmienio­wych. Wydany w 1984 roku album The Red Hot Chili Peppers nie mógł Iiczyć na większą promo­cję Wtedy nikt w całych Stanach tak nie grał. Zespół był może oryginalny i widowiskowy, ale żeby pakować pieniądze w pro­mocję grupy, której płyt być mo­że nikt nie kupi? Nie, na to EMI nie mogło się zdecydować. Red Hot Chi­li Peppers musieli radzić sobie sami. Za­pakowali cały sprzęt do ciężarówki i wyruszyli na trasę po Ameryce W cza­sie podróży wydało się, że Jack Sher­mann nie za bardzo pasuje do zespołu. Okazał się mało rozrywkowym człowie­kiem. Gdy reszta muzyków wybierała się na balangę, Jack zamykał się w swo­im pokoju i szedł spać. Tego Red Hoci znieść nie mogli. Pod koniec roku zespół szukał już nowego gitarzysty. Nie musiał szukać zbyt długo. Do Red Hot Chili Peppers wrócił Hillel Slovak... Grupa przystąpiła do pracy nad drugą płytą. Tym razem nowe nagrania produ­kować miał George Clinton. Sam Geor­ge Clinton Legendarny lider grup Par­liament i Funkadelic. Ojciec chrzestny funku i rapu. Zespół nie mógł się docze­kać rozpoczęcia współpracy... Praca z Clintonem była prawdziwą przyjemnością. Producent zaprosił gru­pę do swojego prywatnego studia na farmie pod Detroit. Nagrywano bez większego pośpiechu. Od czasu do cza­su zespół robił sobie małe przerwy i wy­bierał się na krótkie eskapady po klu­bach w Detroit. Red Hoci mogli być zadowoleni z no­wych nagrań. Album Freaky Styley pre­zentował się o wiele lepiej niż jego po­przednik. Ale nie był też wolny od wad. Clinton popełnił jeden poważny błąd. Chociaż doskonale czuł muzykę Pepper­sów, to jednak nigdy nie widział ich na żywo. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ostrym i bardzo rockowym zespołem potrafią być na koncercie. Stąd na Freaky Styley taka dominacja funku i czarych rytmów, a nie tak du­żo znów prawdziwie rockowej zadzior­ności... Druga płyta Red Hot Chili Peppers nie sprzedawała się lepiej od debiutanckie­go albumu. Większość egzemplarzy ro­zeszła się w Kalifornii. Nic dziwnego, że zespół występował Przede wszystkim w swoim rodzinnym stanie. A i tak nie wszystkie z tych koncertów były udane. Na niektórych bilety były wyprzedane. Ale były i takie, na których Red Hoci gra­li przy pustej sali Bez względu jednak, ile osób było na widowni, i tak dawali z sie­bie wszystko Zresztą nie zawsze było tak źle. W 1986 roku zaproszeni przez Clintona wybrali się po raz pierwszy do Europy, konkretnie do Niemiec Wpadli też na jeden występ do Londynu. To był ostatni koncert z Cliffem Martinezem. Gdy od­szedł, do zespołu wrócił Jack Irons. Czterech kumpli z Fairfax High znów grało razem... Wszystko było tak jak dawniej. Pojawił się tylko jeden problem. Nar­kotyki... Właściwie narkotyki nie były obce przyszłym Red Hotom już w czasach szkoły średniej. Kiedy Hillel Flea i ja byliśmy dzieciaka­mi, ostro eksperymentowaliśmy - przyznaje Kiedis. Braliśmy LSD, kokainę, heroinę, paliliśmy tra­wę i zapijaliśmy to wszystko niezłą mie­szanką alkoholu i barbituranów. Ale to wszystko było dla nas tylko zabawą. Nie staliśmy się niewolnikami narkoty­ków. Do czasu. W 1986 roku Hillel i Antho­ny byli już uzależnieni I to od najgor­szego z narkotyków. Od heroiny. Skoń­czył się okres radosnego eksperymento­wania. Zaczęło się zwykłe ćpanie Wszy­scy handlarze w Stanach wiedzieli, że jeśli Peppersi Przyjeżdżają do miasta szykuje się dobry interes. Nałóg nie po­zostawał bez wpływu na jakość koncer­tów Zdarzało się te Hillel urywał się gdzieś tuż przed koncertem i znikał na kilka godzin Zdarzało się też, te uwalo­ny nie mógł utrzymać w ręku gitary. Wtedy zespół grywał tylko w trio. Sytuacja powoli stawała się nieznośna. Co prawda Kiedis i Slovak próbo­wali parę razy pójść na odwyk, ale za każdym razem wracali do nałogu. Dlatego? - zastanawia się Anthony. Bo to było zabawne. Bo dzięki temu mieliśmy, co robić, bo był to jakiś odskok od życia w trasie. Wiesz trasy to przede wszystkim hotele i próby dźwięku. To prawda, mieliśmy sporo dobrej zabawy. Podróżowa­liśmy poznawaliśmy ludzi graliśmy muzykę. Ale z drugiej strony trasa to także ciągły brak snu podłe jedzenie, depresje... Mimo to grupa cały 1986 rok spę­dziła właśnie na trasach koncerto­wych. Mimo że dawno minął termin nagrania kolejnego albumu. Narkotyki robiły swoje. Peppersi nie mieli przy­gotowanej ani jednej nowej piosen­ki. łatwiej było im zagrać jeszcze kilka­naście koncertów niż na dobre wziąć się w garść i zacząć pracować w studiu... W zespole rzeczywiście nie działo się najlepiej. Przez mo­ment wydawało się nawet, że Flea może odejść. Nagrał dwie. piosenki z byłym gitarzystą PIL Kelthem Levinem. Zagrał też w kilku filmach. Jut wcześniej wystąpił w drugiej części Powrotu do przyszłości. Teraz pojawił się w Blue lguana oraz Strended... W styczniu 1987 roku Red Hot Chili Peppers weszli w końcu do studia. Oka­zało się jednak, że mieli napisane zaled­wie pięć nowych kompozycji. Zmobili­zował ich dopiero producent Michael Beinhorn. Dzięki niemu praca posuwała się do przodu. Michael zrobił jeszcze jedną ważną rzecz. Postanowił jak naj­lepiej zrozumieć istotę muzyki Pepper­sów. Zaprzyjaźnił się z zespołem. cho­dził z nim do klubów, no i przede wszystkim oglądał jego występy Dzię­ki temu trzeci album grupy zabrzmiał wreszcie tak, jak powinna zabrzmieć płyta Red Hot Chili Peppers. The Uplift Mofo Party Plane zebrała bardzo dobre recenzje w amerykańskiej prasie. Po raz pierwszy w swojej histo­rii grupa zobaczyła własną nazwę na liście Billboardu. Co prawda zaledwie na miejscu 143, ale zawsze dobre i to... Zespól wyruszył na kolejną trasę po Stanach Zjednoczonych. Pod znakiem koncertów upłynęła większa część 1987 roku. Także i początek następnego roku zapowiadał się pracowicie. Kolejne występy w USA i przede wszystkim wy. skok za ocean do Europy Na starym kontynencie grupa nie była specjalnie znana. EMI nie wydało tu jej dwóch pierwszych płyt. Dlatego z okazji kon­certów przygotowano specjalnie małą płytkę Abbey Road. Znalazł się na niej wybór z wcześniejszych albumów i nie publikowana wcześniej wersja fire z repertuaru Jimiego Hendrixa... Po powrocie z Europy Red Hoci mieli rozpocząć nagrywanie kolejnej dużej płyty. Studio zarezerwowane było na 28 czerwca. Dzień wcześniej zmarł Hillel Slovak... To był zupełny szok. To prawda, Hillel wyglądał coraz gorzej. W czasie trasy po Europie sprawiał wrażenie chorego. Jego uzależnienie od heroiny wciąż postępowało. Chyba najlepiej wiedział o tym Jack Irons. Od powrotu do grupy nieustannie opiekował się Hille­lem. A jednak i on, i Flea nie zdawali sobie sprawy z tego jak daleko zaszły sprawy. O wiele bardziej martwił ich stan Anthony'ego. Kiedis jednak nie ro­bił ze swojego nałogu żadnej tajemnicy. Kupował i brał heroinę na oczach przyjaciół. Slovak był bardziej dyskretny. Nikt nigdy nie wiedział, skąd bierze to­war. Nikt też nie widział, jak go bierze. Widać było dopiero skutki...Na wieść o śmierci przyjaciela Anthony spakował najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechał do Meksyku. Przez kilka tygodni sam, bez pomocy lekarzy i terapeutów, walczył z narkotykowym głodem. Tym razem uda­ło się. Gdy 1 sierpnia wrócił do Kaliforni, czysty. Był też gotowy do pracy. Hillel umarł, ale zespół Red Hot Chili Peppers istniał nadal... Skompletowanie nowego składu nie było jednak proste. Po śmierci Slovaka Jack Irons przechodził załamanie ner­wowe. Wylądował w szpitalu dla umy­słowo chorych. Potem, gdy doszedł już trochę do siebie, też nie wyrażał zainte­resowania dalszą pracą w show busi­nessie. Wyglądało na to, że już nigdy nie siądzie za bębnami. Anthony i Flea musieli, więc szukać dwóch muzyków. Zaangażowali byłego gitarzystę zespołu, George'a Clintona Duane'a "Blackbirda" McKnighta i zna­nego z Dead Kennedys perkusistę Dar­rena D.H. Peligro. W grupie coś się jednak nie układało. Zdążyli zagrać tylko cztery koncerty. Najpierw odszedł McKnight. Potem Peligro. Trzeba było wszystko zaczynać od początku John Frusciante był chyba najbardziej stukniętym fa­nem Peppersów. Chodził na każdy koncert. W końcu po­znał muzyków zespołu. Za­przyjaźnił się z nimi. Flea na­wet kilka razy z nim jammo­wał. Jednak ani basista, ani Anthony nie brali poważnie możliwości zaangażo­wania Frusciante do zespołu. Przecież nie miał jeszcze skończonych osiemna­stu lat! W zamian wypchnęli go na przesłu­chanie, jaki organizował inny szukający gitarzysty zespół z Los Angeles, Thele­nious Monster. I dopiero tam coś ich oświeciło. Ten chłopak był rewelacyjny! Po krótkiej rozmowie John został przyjęty do zespołu... Perkusistę znaleźli z ogłoszenia. Sta­wiło się coś około trzydziestu kolesi. Jeden z nich, pochodzący z Detroit Chad Smith, zrobił na nich pozytywne wrażenie. Co prawda wyglądał jak drwal z Alaski, ale za to grał tak, jak należy. Ostro, rów­no i z pasją... Nowy skład na dobre rozpoczął pracę w marcu 1989 roku. Najpierw grupa pojechała na trasę koncertową. Potem we­szła do studia. Producentem nowych utworów znów był Michael Beinhorn. Tym razem współpraca nie układała się jednak zbyt dobrze. Michael był perfek­cjonistą. Twierdził, że wszystko musi zabrzmieć idealnie. Frusciante uważał, że to głupota. Chciał zachować jak najwięcej emocji i jak najwięcej surowego brzmienia. W ciągłych sprzeczkach i starciach grupie udało się nagrać zale­dwie trzydzieści osiem minut muzyki. Płytę trzeba, więc było uzupełnić star­szymi nagraniami - nie publikowanym do tej pory na dużej płycie Fire oraz Taste The Pain, wykorzystanym w filmie Say Anything, a zarejestro­wanym jeszcze bez Smitha, lecz z udziałem Fisha, perkusisty grupy Fishbone... Album, nazwany pierwotnie Roc­king Freakopota­mus, a ostatecznie zatytułowany Mother's Milk ukazał się na rynku w sierpniu 1989 roku. Niespo­dziewanie pierwszy promowa­ny utwór z płyty, poświęcony pamięci Hillela Knock Me Down, zaczął robić karierę na listach przebojów. Jeszcze lepiej radził sobie kolejny singel, przeróbka piosenki Steviego Wondera Hi­gher Ground. Rozpoczęła się ostra promocja grupy. Najpierw skok do Europy. Potem po­wrót do Stanów. Tu Peppersi mieli po­przedzać koncerty Aerosmith. Ostatecz­nie jednak pojechali w trasę sami. Za­częli 9 września w Seattle. Występowa­li w coraz większych salach. Coraz wię­cej ludzi chciało ich zobaczyć... Rok 1990 nie zaczął się dla Red Hot Chili Peppers zbyt szczęśliwie. Po kilku­letnim związku Flea rozstał się ze swoją żoną, Loeshą. Także i Anthony przeży­wał sercowe problemy. Opuściła go wieloletnia przyjaciółka, aktorka Lone Skye. Na dodatek grupa weszła w koli­zję z prawem. Chodziło o obrazę moral­ności i napastowanie seksualne. Już rok wcześniej podobny zarzut po­stawiono Kiedisowi w Virginii. Po którymś koncercie wokalista miał po­dobno obnażyć się przed jakąś dziew­czyną i namawiać ją do seksu oralnego. Podpadli też Flea i Chad. Obaj narozra­biali na imprezie zorganizowanej przez MTV na Daytona Beach na Florydzie. Po­dobno napastowali dziewczynę, która tańczyła razem z nimi na scenie. Obie sprawy znalazły swój finał w są­dzie. W obu muzycy Red Hot Chili Pep­pers zostali uznani winnymi. Na pocieszenie pozostał im fakt, że do kwietnia 1990 sprzedano pół miliona egzemplarzy Mother's Milk. Red Hot Chili Peppers mieli pierwszą w swojej historii Złotą Płytę. Przed nagraniem następnej płyty gru­pa postanowiła odejść z EMI. Co praw­da współpraca z firmą układała się bar­dzo dobrze. Jednak muzycy mieli wra­żenie że nie są promowani we właści­wy sposób. Że ich płyty powinni wyda­wać ludzie, którzy lepiej będą rozumieć ich muzykę. Początkowo chcieli przejść do Sony. Ostatecznie zdecydowali się jednak na Warner Bros. Producentem pierwszej płyty dla no­wej wytwórni miał być Rick Rubin... Red Hot Chili Peppers poraz pierwszy spotkali się z Rubinem w 1987 roku. Proponowali mu współpracę przy The Uplift Mofo Party Plane. Wtedy Rick odmówił. Peppersi nie zrobili na nim największego wrażenia. Zaćpani Kidis i Hillel, pozostali dwaj muzycy spię­ci, zdenerwowani... W 1991 Red Hoci byli jednak zupełnie inną grupą. Zespo­łem, z którym naprawdę warto było pracować. Rick był dla Peppersów wymarzonym partnerem. Od razu zaproponował, że­by wszystkie nagrania realizowane by­ły na żywo i najlepiej w pierwszym po odejściu. Namówił też zespół do przepro­wadzki do opuszczonej hacjendy w Lau­rel Canyon. To był niezwykły dom. Sa­motny, z dzikim ogrodem, no i podobno zamieszkały przez duchy. Ten dom jest z całą pewnością nawiedzony - przy­znawał John Frusciante. Ale są to bez wątpienia przyjazne duchy. Wyczuwam tu tylko pozytywne wibracje... Płyta Blood Sugar Sex Magik ukazała się we wrześniu 1991 roku. Rok później album wciąż utrzymywał się w pierw­szej dziesiątce amerykańskiej listy prze­bojów. To było wyjątkowo udane dwanaście miesięcy. Wielokrotna platyna Blood Sugar Sex Magik. Grammy za pierwszy singel z płyty, Give It Away. Niesamowi­ta popularność drugiego singla, Under The Bridge. Nagroda za Breakthrough Video i zwariowany występ na uroczystości zorganizowanej przez MTV. Występ, w którym Red Hoci za­prosili na scenę całą masę swoich przy­jaciół. Te wszystkie ceremonie są takie nudne - tłumaczył wybryki zespołu Flea. Chcieliśmy to trochę rozruszać. Wyjątkowo udana była też trasa kon­certowa promująca nowy album. Zespół zaprosił na nią dwie zaczynające wła­śnie karierę grupy: Smashing Pumpkins i Pearl Jam. Niezły zestaw. Jeszcze cieka­wiej wyglądał koncert noworoczny w Cow Palace w San Francisco. Tam obok Peppersów i Pearl Jam wystąpiła jeszcze Nirvana. Wszystko szło dobrze. John Fruscian­te czuł się jednak coraz gorzej. Ludzie nas nie rozumieją-skarżył się w wywia­dach. Imitują nasze sceniczne gesty. Ale zapominają o tym, co najważniejsze. Zapominają o muzyce. W końcu nie wy­trzymał. 7 maja 1992 roku, podczas kon­certów w Japonii oznajmił kolegom z grupy, że odchodzi. Powiedzcie wszystkim, że zwariowałem - rzucił na odchodne, spakował walizki i poleciał do domu... Sytuacja nie wyglą­dała najlepiej. Zespół szyko­wał się właśnie do wizyty w Australii i Nowej Zelan­dii. W lecie miał być główną atrakcją drugiej edycji fe­stiwalu Lollapalooza. Roz­poczęły się nerwowe po­szukiwania gitarzysty. Początkowo miał nim zostać Zander Schloss, muzyk zaprzyjaźnionego Thelenious Monster. Próby nie szły jednak najlepiej. Wystę­py na antypodach odwołano. Pozosta­wała jednak Lollapalooza. Peppersi za­proponowali współpracę Dave'owi Na­varro, znanemu z Jane's Addiction. Da­ve jednak odmówił. Ostatecznie wybór padł na Arika Marshal­la, gitarzystę zespołu Marshall Law. Arik został zarekomendo­wany przez Fleę. Obaj panowie grali ze sobą kiedyś w efemerycznej formacji Trulio Dis­gracias. Marshall nie był jednak Pepper­sem zbyt długo. Owszem, koncer­ty na Lollapalo­ozie wypadły świetnie. Po za­kończeniu im­prezy grupa podziękowała jednak Ariko­wi za współ­pracę. Podob­no okazał się zbyt mało twórczy. Problem był znów ten sam. Nowy gita­rzysta. Prasa mu­zyczna zaczynała już pokpiwać, że Red Hoci przypominają le­gendarną amerykańską grupę metalową Spinal Tap. Tyle, że w Spinal Tap nieustannie zmieniali się perkusi­ści. I coś w tym rzeczywiście było. No­wy nabytek zespołu, Jesse Tobias z Mo­ther Tongue, pożegnał się z grupą po kilkunastu próbach. Wreszcie jesienią 1993 roku Red Hot Chili Peppers po raz drugi spróbowali namówić do współpracy Dave'a Navarro. Tym razem Dave się zgodził. Dość szybko zaaklimatyzował się w zespole. Zaprzyjaźnił się z Cha­dem Smithem. Obaj założyli nawet ze­spół Honeymoon Stitch, w którym udzielają się w chwilach wolnych od obowiązków w Red Hot Chili Peppers... Wiosną 1994 roku Red Hoci zaczęli przymierzać się do nagrania kolejnej płyty. Przenieśli się na Hawaje. Z dala od zwariowanego życia Los Angeles, od fanów i dziennikarzy nieustannie jammowali, komponowali, przygoto­wywali nowy materiał. Na scenę wróci­li w sierpniu 1994 roku. Miejsce na po­wrót wybrali sobie nie byle jakie. Festi­wal w Woodstock... Po występie w Woodstock o grupie zrobiło się cicho. Do mediów przenika­ły niepokojące wieści. Niektóre z nich były tylko plotkami. Niektóre jednak okazały się prawdziwe. Flea przechodził załamanie nerwo­we. Kłopoty miał też Anthony. Pojawiły się nawet podejrzenia, że znów bierze narkotyki. Bywają takie chwile, gdy nie potrafię znieść swojego życia - przyznaje wokalista. Wtedy narkotyki wydają się najprostszym roz­wiązaniem. Ale gdzieś w głębi duszy zawsze czuję, że one nie przyniosą żad­nej ulgi. Próbuję więc znaleźć inne spo­soby aby dać sobie z tym wszystkim radę. Próbuję przezwyciężyć strach. Staram się też sobie przypomnieć Jak czułem się po heroinie. Bo zapomnia­łem już część tego bólu. W tych trud­nych chwilach Kiedisowi bardzo po­mógł Navarro. Też były narkoman i też, podobnie jak Anthony, walczący z po­kusą powtórnego sięgnięcia po hero­inę... Red Hot Chili Peppers przezwyciężyli i ten kryzys. 15 czerwca ubiegłego roku do sklepów trafił album One Hot Minu­te. Płyta, wyprodukowana znów przez Rubina, przyniosła nieoczekiwaną zmianę stylu. Okazało się, że technika gry Navarro, gitarzysty zakochanego w psychodelic i nowej fali, nadała kom­pozycjom Red Hotów zupełnie nowy wymiar. Muzyka grupy stała się bar­dziej niepokojąca, mroczna. Mroczne stały się też teksty. Nic dziwnego. Są podobno odzwierciedleniem ostatnich kłopotów zespołu... Krytycy przyjęli One Hot Minute bardzo różnie. Dla niektórych ta płyta jest obja­wieniem. Dziennikarz miesięcznika "Q" nazwał ją nawet najlepszym albu­mem Red Hot Chili Peppers. Są jednak recenzje i mniej entuzjastyczne. "Rol­ling Stone" przyznał One Hot Mlnute trzy i pół gwiazdki. To znów nie tak dużo. Red Hot Chili Peppers nie przejmują się chyba zbytnio głosami krytyki. W końcu ten zespół nigdy nie intereso­wał się ilością sprzedanych płyt. To gru­pa, która po prostu chce grać muzykę. Grupa, w której na pierwszym miejscu stawia się przyjaźń. Flea jest filarem mojego życia - wy­znaje w jednym z ostatnich wywiadów Anthony Kiedis. Jako muzyk jest za­wsze pełen pomysłów a jako przyjaciel pełen miłości. To, że on istnieje, że Jest moim przyjacielem i muzycznym part­nerem, daje mi poczucie pewności. Tak długo, jak Jesteśmy razem I troszczymy się o siebie, nawet najgorsza rzecz Ja­ka może się nam przytrafić będzie wspaniała...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Red Hot Chili Peppers
Forum Forum o Lennie z cudownego zespołu Vanilla Ninja i o jej kolezankach Strona Główna -> Zespoły
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin